poniedziałek, września 25, 2006

Nocny obsiew pola absurdu...

Stół rozsiadł sie wygodnie w skórzanym fotelu, puszczając błysk z delikatnie tlącej się żarówki.
-To na nic...- rzekł swym starym skrzypiącym głosem-Przecież takie działanie nie wchodzi w ogole w rachubę-kontynuował wyraźnie próbując zyskać na czasie.
* * *
Łamie sie.
To pierwsza mysl ktora przyszła do głowy widelcowi sledczemu. Niezauważalnym gestem trzeciego ostrza skinął na dwa barczyste tasaki stojące z dwóch stron wejscia do pokoju. Musiał być zabezpieczony na wypadek gdyby Stół zdecydował się na jakies radykalne posunięcie.
* * *
Perfekcyjnie hartowane ostrze jednego z tasaków operacyjnych błysnęło, żółtym swiatlem zarówki, w sęk spanikowanego Stołu. Wiedzial ze widelec go rogryzł. Pod atłasowym obrusem, strużki żywicy w slimaczym tempie spływały po swieżo lakierowanym blacie.
Stół zawsze dbał o swój blat.
Może czasami zaniedbał higienę niedawno dorobionych nóg, ale nigdy nie zapominał o polerce swojego dumnego XVIII-wiecznego blatu z machoniu. To on własnie wyróżniał go w firmie od innch stołków i stoliczków wzorniczego biznesu. Lecz to on dzis stanowi dowód jego niewybaczalnego błedu...
* * *
Widelec ważył każde słowo. Miał nadzieje że przemyslana konwersacja doprowadzi do tego ze Stół przyzna sie do winy i odda w rękojesci tasaków. Myslal juz o swojej łyżeczce, zasiadajacej wlasnie do kolejnej samotnej kolacji.
Emocje wzięły górę nad opanowaniem.
-Kurwa ile jeszcze bedziesz sie wykręcał przeżarty spruchnialcu?!-wycedził metalicznym rykiem, któremu uległ juz niejeden podejrzany-Przeciez wszystkie dowody ewidentnie wskazuja na Ciebie. Slady jej lakieru na twoim blacie, resztki bielizny znalezione w twoim domu i ta noga, złamana rzekomo przy upadku z drabiny... przeciez ty we wszystkim wyslugujesz sie sztućcami leniwy pustaku! Roztrzaskałes ją! Biedną bieliźniarke, młodą komódke, która miała jeszcze wiele setek lat życia przed sobą... a to wszystko pod oczami starej szafy...
-...
-Co? Myslales ze starucha juz do niczego sie nie nadaje? A jednak... stolarz sadowy potwierdzil ze moze jeszcze zeznawac. Pewnie domyslasz sie co zechce powiedziec...
Stół zrezygnowany osunął sie z fotela i upadl na podłogę opryskując wszystkich strugą zaschnietego lakieru.
-Nie, to nie moze sie tak skonczyc!- krzyknął rzucając sie w strone widelca.
* * *
-Kochanie wróciłem- rzekł widelec wieszając służbową serwetę na palcu wskazujacym swego domowego czlowieka.
-Czekalam z kolacją- usmiech lyżki znad parujacej zupy cynkowej ukoił stalowe nerwy roztrzesionego widelca.
Stół tylko lekko powyginał mu dwa ostrza metalurg nie miał najmniejszego problemu z nastawieniem wybitych kończyn. Starszyzna miala jednak racje decydujac sie na pozostawienie nielicznych osobników tego dziwnego gatunku.
-Co tam w pracy widusiu?
-Nic szczególnego, troche papierkowej roboty...
* * *
W miejskim krematorium wychudzeni niewolnicy wrzucali wlasnie do pieca szczatki pieknego XVIII-wiecznego stołu. Jeden z nich delikatnie uniósł do góry zdewastowany antyk.
-Cos pieknego...- wyszeptał z trudem wstrzymując łzy wzruszenia- Józek, jak można być tak nieludzkim?
-Nie wiem Adolfie... ja nie znaju...

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Bez kitu zajebiste. Mógłbyś napisać cykl opowiadań o sztućcach i meblach :D
Eeeelo!

Anonimowy pisze...

a łyżka na to "-niemożliwe..."